to cóż, przemytnik tracił na tym tylko trochę czasu. Pozostałych dwoje
mógł sprzedać po dziesięć, dwadzieścia tysięcy dolarów za głowę, a nawet więcej - zależnie od tego, kto płacił i jak bardzo mu zależało. Policja próbowała ją pocieszać, mówiąc, że o Justina bandyci będą szczególnie dbali: jasnowłose, niebieskookie dzieci były przecież najdroższe, wyjątkowo wartościowe. Była to prawda, ale serce bolało Millę na myśl o porwanych malutkich latynoskich dzieciach, które nie miały nawet tyle szczęścia. Ale co, jeśli... jemu też się nie udało? Czy ci zbrodniarze bez uczuć przynajmniej chowali po ludzku swoje niewinne ofiary? Czy może po prostu rzucali je gdzieś do rowu, na pożarcie zwierzętom... Nic. Wystarczy. Nic mogła dopuścić, by straszliwa myśl zagnieździła się w jej mózgu. Wtedy straciłaby nad sobą kontrolę, a na to nie mogła sobie absolutnie pozwolić. Jeśli ktoś tu się wreszcie pojawi, ona musi być czujna i gotowa na wszystko. Rozejrzawszy się ponownie po cmentarzu, wybrała ostatecznie docelowy nagrobek wyróżniający się spośród innych sporym rozmiarem i bogatym ornamentem. Zapewniał świetną kryjówkę; leżąc za masywną płytą nagrobną, Milla będzie zupełnie niewidoczna. Położyła się i podczołgała na miejsce. To był dobry punkt: widziała an43 43 stąd cały kościół i jego najbliższe otoczenie. Teraz pozostawało tylko czekać. Wskazówka minutowa jej zegarka wędrowała leniwie po tarczy. Minęła jedenasta. Wreszcie kwadrans później usłyszała warkot silnika. Spięła się w nerwowym oczekiwaniu, choć wiedziała, że może to być po prostu rolnik wracający do domu z knajpyWpatrywała się intensywnie w ciemność, ale nie zobaczyła świateł, tylko warkot silnika był coraz głośniejszy Ciemna bryła samochodu zamajaczyła za dalekim rogiem kościoła. Nieoświetlone auto wtoczyło się w alejkę i zatrzymało mniej więcej w jednej trzeciej długości dróżki dojazdowej do cmentarza. Milla odetchnęła głęboko i spróbowała opanować gwałtowne bicie serca. Tropy, którymi podążała, najczęściej okazywały się ślepe. Ale tym razem miała pierwszą realną szansę dorwania Diaza. Przy odrobinie szczęścia powinno się udać. an43 44 -3- Przez noktowizor zobaczyła, że w samochodzie jest dwóch ludzi, co ostudziło jej zapał. Najwyraźniej ktoś miał do nich dołączyć, no, chyba że „spotkanie" miało okazać się spotkaniem tych dwóch gadających ze sobą, ale w to wątpiła. Nie mogła dokładniej przyjrzeć się przybyszom, bo nie opuszczali auta. Miała nadzieję, że Brian dojdzie do tych samych wniosków co ona i pozostanie na swoim miejscu. Nie wypatrzyła go nigdzie, choć szukała. Gdziekolwiek się ukrył, nieźle mu to wyszło. Minuty mijały, a Brian się nie ujawniał. Dobrze. Myślał zapewne to samo co ona: że przyjedzie ich tutaj więcej. Jakieś dziesięć minut później usłyszała kolejny silnik. Samochód przejechał obok kościoła, po czym cofnął się w alejkę wiodącą na cmentarz, stając bagażnik w bagażnik z czekającym pojazdem.