kryło sie na krawedzi pamieci, nie dawało jej spokoju.
Dziecko obudziło sie, otworzyło oczy i zesztywniało. Popatrzyło na nia okragłymi oczami. - Czesc, malutki - szepneła Marla, czujac, jak jej serce wzbiera matczyna duma. To dziecko było czyms tak... tak cennym. Mały zamrugał, a potem, jakby jej posiniaczona twarz wydała mu sie przera¿ajaca, otworzył usta i uderzył w płacz. Mała twarzyczka poczerwieniała z wysiłku. Krzyczał, ile tchu w małych płucach. - Cicho, cicho, malutki - szepneła, głaszczac jego mała główke. -Ju¿ dobrze. James był innego zdania. Zrobił sie zupełnie sztywny i milkł tylko dla zaczerpniecia oddechu. - Tego sie własnie obawiałem - powiedział Alex. Po raz pierwszy wygladał tak, jakby nie miał pojecia, co robic. - Zawołam nianie. - Nie - Marla usiłowała zachowac spokój. To jej dziecko. Jej. Ma prawo je wziac na rece, zbudzic, próbowac nawiazac z nim kontakt. - Cicho, kochanie. Css. Mama jest tutaj i zaraz wszystko bedzie dobrze - przemawiała do dziecka, przez scisniete drutem zeby. Gdzies na drugim koncu wielkiego domu pies zaczał szczekac jak oszalały. - Coraz lepiej - mruknał Alex, przeczesujac włosy palcami. – Wiedziałem, ¿e lepiej go nie budzic. 96 Nie zwracajac uwagi na me¿a, Marla kołysała sie powoli z boku na bok. - Spokojnie, James - mówiła, choc nie miała pojecia, o co mo¿e chodzic jej własnemu synowi. Mo¿e jest głodny? Mo¿e ma mokro i trzeba mu zmienic pieluszke, a mo¿e tylko jest spiacy i zły, ¿e go obudzono? W głowie jej dudniło, ale postanowiła, ¿e nie podda sie teraz bólowi. -Zajme sie toba, malutki - obiecała i podeszła do stolika, opuszczajac kocyk na podłoge. Poło¿yła małe ciałko na materacyku i zaczeła niezdarnie rozpinac pi¿amke. James darł sie bez przerwy i tak głosno, ¿e zbudziłby umarłego. - Ide, ju¿ ide, Jimmy, malenki. Ju¿ ide... - rozległ sie jakis obcy głos. - Bogu dzieki - mruknał Alex pod nosem. Drzwi otworzyły sie gwałtownie i do pokoju wpadła drobna, młoda kobieta o kreconych, rudych włosach, w okularach na koncu nosa. Spojrzała pogardliwie na Marle, odsuneła ja na bok i bez słowa przejeła inicjatywe. - Ja sie nim zajme - powiedziała wyniosle, jak ktos, kto zna swoja pozycje. - A kim... - Jestem Fiona. Niania. Nie poznaje mnie pani? Nie, Marla oczywiscie jej nie poznała i patrzyła zakłopotana, jak ta obca kobieta o płomiennych włosach, du¿ych zebach i bladej, piegowatej twarzy sprawnie zajmuje sie jej synem. - Przykro mi, tak niewiele pamietam - powiedziała Marla. Ból głowy stawał sie nie do zniesienia.